poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Part VII

 Piskliwy dźwięk sprawił, że podniósł powieki. Nagle i zupełnie niezrozumiale dla niego, leżał w łóżku. Własnym. A budzik kazał mu się obudzić. Usiadł. Czyli to był sen? Niemożliwe. Doskonale czuł przecież jeszcze ten zapach szpitala. A jeśli to prawda? I Lilki już nie ma? Coś ścisnęło jego wnętrzności. Złapał za telefon i wyłączył budzik. Podrapał się po głowie. Coś mu tu ewidentnie nie grało. Ale nie wiedział jak to nazwać. Wciągnął powietrze w płuca i wstał. Miał naprawdę porąbany sen. Zerknął na kalendarz. Jutro wyjeżdża na zgrupowanie. Zacisnął zęby. Coś tu było nie tak. 
- Syprzak do jasnej cholery! - ten głos pozna absolutnie wszędzie. Wyleciał na korytarz. Nie rozumiał z tego nic. Zleciał na dół a Lilka właśnie zalewała kubki. 
- Lili? - rzucił skołowany. Co tu się działo? Blondynka odwróciła się w jego kierunku zaskoczona. Najpierw siłowała się z nim godzinę by pozwolił jej opuścić łóżko, a teraz? Jakby ją pierwszy raz na oczy widział. Ściągnęła brwi. 
- Nie kurwa, twój listonosz – burknęła a jego twarz ozdobił szeroki uśmiech. Uniosła brew z zaciekawieniem. Złapał ją w pół. 
- Całkiem, całkiem ten listonosz – szepnął. Parsknęła śmiechem klepiąc go w mostek. Czuła się przy nim absolutnie bezpiecznie. I nie przeszkadzało jej to, że patrzy na nią z góry. Że był o głowę wyższy. I w sumie nie potrafiłaby znaleźć teraz kogoś innego. Ale myśl, że ma ją zostawić na miesiąc nie napawała ją euforią. Cały miesiąc.
- To bardzo dobrze, że ci się podoba – odparła odsuwając się od niego – Ale może powinieneś coś zjeść – dodała
- I się zrobię gruby, i żadnej żony nie znajdę – mruknął. Wywróciła oczami. Podeszła do lodówki. W jego domu czuła się całkiem swobodnie. A on w jej. I tak było najlepiej. Ich rodzice do tej pory uważali, że oni się tylko przyjaźnią. 
- O to się nie bój – rzuciła a on roześmiał się. Tak, może i było to głupie ale zapowiedzieli sobie, że jeśli do skończenia trzydziestki nie znajdą nawet partnera, będą skazani na siebie. Trzymali się tego uparcie. 
- Ach no tak. Na ciebie będę skazany – mruknął siadając. Złapał za kubek z kawą. Jak nikt inny, ona idealnie parzyła kawę. Dla niego idealnie. 
-Chyba ja na ciebie. Będziesz gruby i stary no normalnie wypas – burknęła a on zaśmiał się ironicznie. Przez jej obecność zupełnie zapomniał o ostatnim dniu. Bo to musiał być sen. Jest tu. Całkiem realna i właśnie zbierała się do wyjścia.

- A ty gdzie? - mruknął
- Do domu. Muszę się przebrać – wyjaśniła – Przecież dzisiaj idziemy do Cosa Nostra - dodała a po jego kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. To musiał być sen. Na pewno tylko sen. Bo jak mógł to inaczej uargumentować? Że wie co się stanie potem. Ale czy tego chciał? Patrząc na nią wracał jej widok na szpitalnym łóżku. Tak, może i mając ją na każdym kroku już przywykł. Ale to co widział, zrozumiał. Bo Lilka była naturalna i od zawsze. 
- Siądź na chwilę. Chciałem z tobą porozmawiać – oznajmił a ona wytrzeszczyła oczy. Zbladł nagle. I to co do niej powiedział. Zaniepokojona zajęła miejsce obok. Złapał za krzesło i przysunął ją do siebie. Zaniepokoiła się jeszcze bardziej gdy złapał jej ręce. 
- Nie chcę dzisiaj pić – oznajmił a ona uniosła brew. Mówił to on? Najpierw nie mógł się zdecydować. A teraz? Błagał ją by się zgodziła. Dla niej to było bez różnicy. 
- Spoko to prowadzisz – mruknęła przypatrując mu się w skupieniu. Ale wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Jeszcze coś chciał powiedzieć. Zagryzł wargę i wpatrywał się w jej oczy uparcie. 
- Nie chcę czekać do trzydziestki żeby się z tobą ożenić – dodał a ona wytrzeszczyła oczy. 
- Czy...? Co?! - podskoczyła nagle
- Nigdy mistrzem w tym nie byłem, ale … Nie chcę czekać do trzydziestki. Chcę już od dzisiaj wiedzieć, że będę na ciebie skazany – zacisnął palce na jej dłoniach. Zerknęła na niego w skupieniu. Czy coś się w niej wyrwało do niego? Nie, wiedziała od jakiegoś czasu, że to dawno przestał być sport. I wiedziała doskonale, że za jakiś czas i on to poczuje. Tylko potrafiła to doskonale maskować. Żeby nikt nie wiedział co czuła. 
- Wiesz co – rzuciła – Niech ci będzie. Chcę wiedzieć, już dzisiaj że będę na ciebie skazana – oznajmiła a jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Bo wie doskonale, że nie mógł z niej zrezygnować. Że nie mógł wyobrazić sobie swojego świata bez niej. A był tego świadkiem. I bardziej to pozwoliło mu zrozumieć co czuje do niej. Nachylił się nad nią i cmoknął jej wargi. Zamruczała zadowolona.
- Całkiem fajne to uczucie tak legalnie cie całować – odsunął się od niej. Roześmiała się w głos zerkając na niego. Uparciuch przebrzydły. 
- Powiesz mi jakie to uczucie legalnie mnie rozbierać? - poruszyła zabawnie brwiami a on parsknął śmiechem całując ją. 
- Jeśli chcesz to zaraz – dodał. Pisnęła gdy przyciągnął ją do siebie. Sprawnie wyswobodziła się z jego objęć i wstała.


- Dobra. Widzimy się wieczorem – nachyliła się nad nim i pocałowała po czym skierowała do wyjścia. Trzasnęły drzwi wyjściowe a on poczuł ulgę. Bo Lilka miała się absolutnie świetnie. 
------------------------------------
Zaskoczone?! Wiem, że tak
Ale nie miałam absolutnie serca żeby zabić Lilkę i skopać taką fabułę. Nie lubię kończyć czegoś źle ;) 
Dziękuję, że byłyście :*

Roz, obiecuje że kolejny Kamil będzie dłuższy :D 



Diamencik

poniedziałek, 7 lipca 2014

Part VI

Nie liczył czasu, który tu spędził. Ale wiedział, że jej nie opuści. Choćby miała do końca ich dzielić tylko ściana i szyba. Widział doskonale jak jej mama czuwa cały czas przy jej łóżku. Czy inaczej by to wyglądało, gdyby nie skrzywdził jej? Tak! Bo to on by pojechał z nią do Gdyni na wstępne. I wrócili by kilka godzin wcześniej. I teraz zamiast modlić się o to, by wróciła do zdrowia - siedzieli by nad zalewem i cieszyli się, że jej się udało. Zacisnął zęby. Po części to była jego wina. Przeczesał palcami włosy i zerknął na telefon​. I Agata i mama ciągle do niego wydzwaniały. Powinien im powiedzieć 
- Wreszcie! - ulga w głosie rodzicielki wymusiła na nim jeszcze większe wyrzuty sumienia. Teraz nawet w stosunku do niej. 
- Przepraszam – mruknął zmieszany wpatrując się w podłogę. 
- Kamilek, gdy ty jesteś 
- U Lilki w szpitalu – rzucił cicho czując jak coś zaciska jego gardło. Panika zmiażdżyła go. Nigdy nie bał się tak jak dzisiaj. Nigdy nie czuł paraliżującej niemocy. Bo zostało mu tylko czekać. Do końca pozostanie optymistą. 
- No wracała z Gdyni i gdy był ten karambol na dwójce to … - zamilkł nagle. Szklana warstwa wytworzyła się w jego oczach. Powinien płakać. A jeśli jednak okaże się, że... Nie, nie ona nie umrze. Za jakiś czas się podniesie. Tak jak kiedyś. Tak jak to robiła po upadku z drzewa. Otrzepywała się i ku jego przerażeniu pchała się na nie z powrotem. Bo chciała im wszystkim udowodnić, że ten patyczak będzie w stanie tam wejść. Ale to była właśnie Lilka. I teraz też tak zrobi. Wyjaśnił swojej mamie i obiecał, że za jakiś czas wróci się przespać. Ale nie potrafił. Właśnie teraz zrozumiał, że nie będzie potrafił zostawić blondynki choćby na chwilę. Chciał być obecny, żeby wiedziała, że nadal jest. Będzie miała w nim oparcie. Nawet jeśli będzie na nią czekać wielotygodniowa rehabilitacja. Będzie przy niej. Bo nie potrafi z niej zrezygnować. Zakochał się!
************ 
Uniósł wzrok z nadzieją, ale tylko jej ojciec wyjrzał z zaciekawieniem na korytarz. I nadal widział Syprzaka. Niczym nie wzruszonego, siedzącego cierpliwie i czekającego. Odbiły się na jego twarzy pierwsze oznaki zmęczenia. Ale co miał zrobić? Podniósł wzrok z niemym błaganiem. 
- Powinieneś wrócić do domu – zaczął mężczyzna. Szatyn z uporem pokręcił głową. 
- Nie ruszę się stąd dopóki się nie obudzi i nie upewnię się że z nią będzie tylko lepiej – mruknął jak automat zaciskając usta w cienką linię. Mężczyzna zajął miejsce obok niego. I zdziwił się, że Kamil wytrzymuje kilkanaście godzin na tym niewygodnym krzesełku. 
- Posłuchaj. Nie chcę wyjść na niemiłego ale dlaczego tak się zaparłeś? Skrzywdziłeś ją a ja jako jej ojciec muszę odseparować ją od ciebie. Dlatego zniknęła ze szkoły, dlatego chce wyprowadzić się do Gdyni. Bo wiesz albo i nie, ale ona cie kochała. Nie tak jak brata czy przyjaciela, z którym się wychowała. Ale tak jak powinna kochać mężczyznę – mruknął a Kamilowi coś przebiło serce. Dlaczego dopiero teraz zauważa takie głupie rzeczy? Dlaczego dopiero teraz?
- Dlaczego? - parsknął – Bo kocham ją. Nie zrozumiałem tego teraz ale gdy nagle zabrakło jej w moim życiu. Lilka jest jego nieodłączną częścią. I mimo że popełniłem tak fatalny błąd za który powinienem odrąbać sobie rękę. Bo alkohol nie jest wytłumaczeniem. A na to nie mam wytłumaczenia. Moim zapchlonym obowiązkiem jest być obok. Bo chcę, bo muszę, bo jej po prostu potrzebuje – rzucił patrząc na mężczyznę, który wytrzeszczył oczy. Nie miał przed sobą roześmianego i nic nie robiącego sobie z zakazów nastolatka a dorosłego mężczyznę, który po prostu wie co powinien. Coś tknęło go w środku. Widział to przerażenie w jego oczach i wiedział, że tak nie może być. Kamil zrozumiał swój błąd. Klepnął go w ramię. 
- Idź do niej. Ja wezmę Krysię do domu. Jeśli tylko się obudzi masz do mnie zadzwonić – burknął cicho. Wie, że zostawia swoją córkę w dobrych rękach. Szatyn poczekał cierpliwie aż jej rodzicie znikną. A on nie potrafił uwierzyć. Zostawili ją samą. Z nim! Zaufali mu? Nie wiedział ale czy to miało znaczenie? Podniósł się i poczuł jak jego kości zastały się, boli go tyłek i kark zdrętwiał. Przekroczył próg sali i niewidzialna macka bólu ścisnęła jego serce. Widział wiele razy jej twarz przekreśloną jakąś szramą. Ale teraz? Opuchnięta, ze skórą białą jak papier i tak leżąca sztywno. Jakby już jej nie było. Bał się zrobić cokolwiek. Bo jeśli sprawi jej to ból? Łzy wcisnęły się do jego oczu. Powoli zajął miejsce na krześle. Zerknął na nią oszołomiony. Wyglądała fatalnie. Bał się jej dotknąć. Ale zacisnął palce na jej dłoni. Żeby zrozumiała, poczuła że tu jest. I że nigdzie się nie wybiera. 
- Ej ty, kurduplu nie zostawisz mnie, prawda? - szepnął czując jak chęć do płaczu wraca z mocą tsunami. Dlaczego dopiero gdy coś możemy utracić zauważamy jakie to dla nas ważne? Jednak wiedział doskonale, że go słyszała. Że była świadoma. Że wiedziała. Zaczął powoli ale z każdym słowem nakręcał się co raz bardziej. 
********************
Przekręcił się na łóżku i otworzył oczy. Po ponad dwu dniach koczowania w szpitalu wrócił do domu. Nerwowa drzemka jednak nie dała mu odpoczynku. I dopiero gdy dał upust swojej niemocy a oczy napuchły zasnął. Bo to, że jej nieprzytomnej wszystko powiedział nie zmieniło nic. Może i samemu jemu pozwoliło zrozumieć. Że bez niej nie umie funkcjonować. Jest wielki ale przy niej robił się niemożliwie mały. Bo to jej wypatrywał na trybunach. To do niej dzwonił po każdym meczu. I to ona skakała jak dziecko dookoła niego gdy dostał powołanie do kadry. On był przerażony, że nie podoła. A ona? Kazała mu się podnieść i pokazać im wszystkim, że potrafi. Zacisnął zęby siadając na łóżku. Bez niej sobie nie poradzi. Podniósł się. 
*************************************
Wejście do szpitala było błędem. Wiedział o tym w momencie w którym dostrzegł jej ojca bladego jak kartka papieru. Był nieobecny zupełnie. A Kamil poczuł tylko jak coś zaciska jego serce i żołądek. Bał się to było naturalne. Minął go powoli i ostrożnie. Serce łomotało mu co raz mocniej. Z każdym krokiem utwierdzał się w przekonaniu, że powinien wyjść. Że nie powinien wchodzić do jej sali. Nacisnął klamkę i kolejna fala łez pojawiła się znikąd. Lekarz wychodził już z jej sali. Zerknął na niego przepraszająco i zamknął drzwi bardzo cicho. Ale to nie zmieniło nic. Ona która jeszcze wczoraj leżała tutaj, dzisiaj... Prześcieradło mimo że naciągnięte i tak przyjęło kształt jej ciała. Teraz wydało mu się, że bardzo drobnego. Otarł kilka kropli wierzchem dłoni i zaczął uparcie kręcić głową. Jak dziecko które kategorycznie odmawia. Bo to nie może być prawda. Opadł na krzesło i oszołomiony nadal nie rozumiał co się stało. Złapał jej rękę, niebywale zimną. Wiedział, że ją zawiódł, zawiódł ich wszystkich. Ale czemu Bóg od razu w ten sposób go ukarał? Czemu zabrał ją, skoro wiedział jak bardzo była dla niego ważna. Rozpłakał się na nowo. I nie miał nawet w planach tego chować. Bo i po co? Właśnie ściska dłoń jedynej osoby, która była dla niego najważniejsza. 
- Przecież miałaś się obudzić – rzucił oskarżycielsko łykając łzę za łzą. To nie tak miało wyglądać. Jej zimna skóra pozwalała mu mieć kolejny powód do płaczu. Cicho skrzecząca maszyna nadal nie mogła wyjść z jego głowy. Szarpnął nim szloch. Nie pamiętał nawet czy było w stanie coś doprowadzić do takich łez. Teraz znalazł się taki powód. Ale czemu w ten sposób? 
- Kamil? - pusty głos jej mamy ściągnął go na ziemię. Pociągnął nosem i powoli odwrócił się. Dlaczego swoim infantylnym zachowaniem tak bardzo ich zawiódł? Bolało podwójnie. Jej czerwone oczy nie były dla niego. Wiedział o tym. Ona rozpaczała najbardziej. Utraciła jedyne dziecko. A on? Przyjaciółkę. Tylko. I rozumiał jej ból.
- Przykro mi – szepnęła zaciskając palce na kartce papieru – Zostawiła to dla ciebie – dodała podając mu zwitek. Trząsły się jej ręce. A on to rozumiał. Wziął go niepewnie.
- Mi również – dodał cicho starając się nie rozpłakać. Nie wiedział co miał jeszcze zrobić. Widział doskonale przecież, że jej mama zamieniła się w robota. Nie było już szczerości w uśmiechu ani nic. Musiała żyć bo musiała. Nie dlatego, że miała dla kogo. Drżącą ręką rozwinął kartkę. Zerknął na litery, które zlały się w jedno przez kolejną porcję łez. Jej pismo pozna wszędzie
- Sam jesteś kurdupel. Już Ci dawno wybaczyłam – niby dwa zdania a zadały mu największy cios jaki był w stanie znieść. Zadrżał od szlochu gdy przycisnął kartkę do swojej twarzy. 

środa, 11 czerwca 2014

Part V

Skończyła rozmawiać z rodzicami i zapuściła silnik. Zdała! Od października zaczyna studiować na prywatnej uczelni. Będzie mieszkać na morzem, będzie uczyć się na nawigatora. Rozsadzało ją ze szczęścia. Teraz tylko musi dotrwać do czerwca. Pojawi się w Gdańsku szybciej. Złapie jakąś pracę. Złapała za telefon i cały dobry humor trafił szlag. Bo jakiś czas temu nawet gdyby wyjechała do Gdyni dzwoniłaby jeszcze do niego. Zacisnęła zęby. Powinna się z tego wyleczyć. Powinna nauczyć się żyć bez Kamila w swoim życiu. I wie, że to nastąpi. Właśnie dzisiaj. Przecież odrywa się od Płocka. I w nowym mieście, miejscu nie pojawi się ktoś taki jak Syprzak. Powinna skupić się na tych dobrych chwilach w towarzystwie obrotowego. Tylko i wyłącznie. Powinna się odciąć od niego całego – bo te wspomnienia i tak będą boleć. Sam to zakończył. Czy chciał czy nie ale zakończył. Nie chodzi o to co powiedział. Dlaczego ją uderzył? Bo jak sam powiedział, miał dosyć jej szarogęszenia się? Nie, nie... To nie był ten sam Kamil którego doskonale pamiętała. To był ktoś zupełnie inny, obcy. Zacisnęła zęby. Jeszcze tylko sto kilometrów i zacznie od nowa żyć z dnia na dzień. We wstecznym lusterku zerknęła na inne samochody. Usłyszała pisk hamulców i ogromny huk. Zauważyła, że ciężarówka przewróciła się i sunie za nią nabierając morderczej prędkości.
******************
Wpatrywał się w Krzyśka zaskoczony. Nie mógł w to uwierzyć. Nie wierzył mu. Nie pamiętał takiej sytuacji. Nie przypominał sobie, żeby kłócili się tego wieczora. Zamknął oczy chcąc przypomnieć sobie wszystko. 
- Nie prawda – warknął nagle 
- Stary a jaki mam interes w tym, żeby cie okłamywać? - dredziarz przekrzywił głowę – Nawet nie wiem co mnie tknęło żeby wyjść zapalić teraz. Chyba to jej pełne politowania spojrzenie na ciebie – dodał bardziej do siebie. 
- Chcesz mi powiedzieć, że...
- Tak. Urwał ci się film – mruknął kiwając głową. Opadł ciężko na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Był idiotą. Jakim pieprzonym prawem podniósł na nią rękę? Sam nie wiedział. Był wściekły na siebie. Bo spierdolił sprawę na całej linii. Lilka zupełnie nie zasługiwała na jego zainteresowanie. On nie zasługiwał na to. Tak, to on miał niebywałe szczęście. Że ona tak długo z nim wytrzymała. Kochał ją. Zrozumiał to właśnie teraz. Że na chwilę obecną nie poznał żadnej dziewczyny, która byłaby w stanie znieść go, tak jak Lilianna. Drzewiecka była pełna zaciętości a jednocześnie kobieco subtelna. Uwielbiał w niej wszystko. 
- O żesz w pysk... - usłyszał nagle. Podniósł wzrok i zerknął na towarzysza, który wyglądał niczym kartka papieru. Wciągnął powietrze w płuca.
*********************
Byli w szoku widząc jak przez korytarz biegł totalnie zdezorientowany Kamil. Mężczyzna podniósł się. Syprzak nie powinien tu przychodzić. Zerknął na swoją żonę, która bezgłośnie powtarzała coś wpatrując się ścianę. 
- Co z nią? - zaczął
- Nie powinieneś tu przychodzić... - mruknął mężczyzna starając się zachować pozory. Ale w środku trząsł się ze strachu. O własną córkę. Miała przecież wrócić dzisiaj z Gdyni. Była na egzaminach wstępnych na studia, które zdała śpiewająco. Nie mogli się doczekać aż ją uściskają. Ich mała dziewczynka doszła już do siebie. To indywidualne nauczanie było doskonałym pomysłem. A teraz? Walczy o życie na sali operacyjnej. Ale i to podobno nie uratuje jej życia. Jak to się stało? Nie wiedział. Nie słuchał ani wiadomości, które o tym trąbiły ani policjantów. Chciał tylko dowiedzieć się, że ona przeżyje. Że za kilka tygodni wyjdzie stąd i pojedzie do nowej szkoły i nowego miasta. 
- Wiem, że ją skrzywdziłem – odparł – Ale niech pan zrozumie, że nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę jej zostawić – dodał zaciskając palce. Mężczyzna westchnął i zacisnął pięści podnosząc głowę. 
- Kamil, wiesz doskonale, że tego już nie cofniesz. Uderzyłeś moją córkę. Czego ty jeszcze od niej chcesz? - rzucił ostro. Szatyn wciągnął powietrze w płuca.
- Żeby mi wybaczyła – szepnął zdając sobie sprawę, że nic nie osiągnie. Że nie będzie mu dane klęczeć przy jej łóżku i błagać.
- Zrobiła to już dawno – usłyszeli. Zerknęli na kobietę. Otarła łzy i zerknęła na Kamila. Ale nie patrzyła na niego, jakby go obarczała winą za to co się stało. Cierpiała. Nie gorzej niż on. Ale musiał to skrzętnie ukryć. 
- Lilka dawno ci wybaczyła. Kryła cie u twoich rodziców, w szkole. Żebyś tylko nie miał przez to wszystko problemy. A teraz wyjdź stąd – oznajmiła spokojnie. Jej czerwone oczy błagały go by opuścił. Cofnął się o krok. To nie było możliwe. To nie mogło tak być. Kazali mu, zostawić ją? Czemu? Nie wyobrażał sobie przecież życia bez niej. Nie zrobi tego. W imię tego co czuł nie zostawi jej. Nawet jeśli by jej miał nie zobaczyć, chciał żeby wiedziała że jest obok. Może wtedy odpuści. Usiadł na kolejnym rzędzie plastikowych krzesełek i zrozumiał w jakiej sytuacji się znalazł. Jak bardzo schrzanił sobie życie. Jak bardzo je skomplikował. Dlaczego tylko taki sowity kop w tyłek potrafi człowieka otrzeźwić by zrozumiał co czuje? Zacisnął zęby. 
*************************
Wpatrywał się w nich gdy rozmawiali z lekarzem. I doktor i oni nie wyglądali na szczęśliwych z przebiegu operacji. Nie chciał tego słyszeć. Ale czuł, że to nie są dobre wiadomości. Bo jej mama co raz bardziej kuliła się z bólu i przerażenia. Zacisnął zęby. 
- Czyli te dwadzieścia cztery godziny...
- Są decydujące – oznajmił lekarz – Za kilka godzin postaramy się wybudzić ją ze śpiączki. Nie odniosła rozległych obrażeń, ale bardzo skomplikowanych – wyjaśnił. Odszedł od nich mijając go bez zainteresowania. A on? Nie wiedział i nie chciał wiedzieć o czym rozmawiali. Nie chciał słyszeć tego co oni. Lili mogła umrzeć. Nie czuł się temu winny. Ale czuł przeokrutny wstyd. Bo uderzył kobietę. Jakąkolwiek. A zwłaszcza ją. Ręka powinna mu uschnąć za to. Jakim prawem to zrobił? Nie wiedział.  
-----------------------------------
Zabijcie mnie.! Proszę bardzo

niedziela, 25 maja 2014

Part IV

Zerknął na nią z zaciekawieniem. Tęsknił za nią. Bał się, że zapomni jak wygląda. Ale to jak napięła się na jego widok zaniepokoiło go.
- Chciałem porozmawiać – rzucił. Wciągnęła powietrze w płuca. Zawiało od niej chłodem. A on się zgubił. Bo nie miał pojęcia o co chodzi. Pierwszy raz zwątpił. Czy aby to na pewno był dobry pomysł by się tu pojawić. Spoglądał w jej niebieskie tęczówki i szukał jeszcze wspomnień o starej Lili, która za chwile szeroko się uśmiechnie. I powie mu, że jest debilem i zapyta czy się bał. 
- Nie powinno cie tutaj być – cichy głos brzmiał zupełnie inaczej niż pamiętał. Była dla niego niewyobrażalnie obca teraz. I sam nie wiedział co się z nią stało. Czy to on gdzieś popełnił błąd? Czy to on zrobił coś złego? Sam nie wiedział. Zacisnął zęby zbierając myśli. Czuł jej chłodne spojrzenie pełne żalu.
- Co się z nami stało? - zaczął nagle. Nie planował tego pytania. Ale czy ją planował? Też nie.
- Z tobą – sprostowała podnosząc głowę. Nie pamiętał jej takiej. Nie pamiętał czy widział kiedyś ją taką. Zimną, opanowaną, obcą. Zadrżał mimo kwietnia. I nie drżała z zimna. 
- Ze mną? - rzucił osłupiały wpatrując się w nią. Grzywka opadła na jej oczy zasłaniając je. Nie chciała na niego patrzeć? Nie potrafiła. Patrzeć na niego ze spokojem. Nie potrafiła w ogóle na niego patrzeć. Nie wiedziała dlaczego mu jeszcze nie przyłożyła. Dlaczego tylko go unika? 
- Bo nie ze mną – burknęła – Kamil to jest bez sensu – podniosła nagle głowę. Chciała się oderwać. Chciała się po prostu uwolnić. Chciała... Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. 
- Ale co jest bez sensu? - stracił cierpliwość – Wracam ze zgrupowania, turnieju. A ty? Zachowujesz się jakbyś mnie nie znała. Potem znikasz ze szkoły, odcinasz się ode mnie – rzucił a ona cofnęła się o krok. Spojrzała na niego zaskoczona. Przerażona. Poczuła jak łzy spływają po jej twarzy. Patrzył na nią z zaciekawieniem. Zgubił się. Na nikim mu nigdy nie zależało jak na niej. Była obok cały czas i to dlatego tak o tym nie myślał. 
- Ty nie pamiętasz? - czuł jej zaskoczenie. Uniósł brew zaskoczony. O czym ona mówiła? 
- Zostaw mnie i zapomnij – dodała i zamknęła drzwi przed jego oczami. Zgubił się jak jasna cholera.
*
Bolała ją głowa i czuła jak ściska coś jej żołądek. To było normalne. Przecież się bała. Złapała za teczkę z dokumentami i torebkę. W normalnych czasach to on by siedział na dole i marudził. Że nie może się wyrobić. A teraz? Jedzie sama. Z miłości do polskiego morza i chęci wyrwania się stąd jedzie do Gdyni. Na wstępne egzaminy. Jutro ma stawić się na Politechnice Gdańskiej. Dzisiaj pojedzie i prześpi się. Oderwie od tego co dzieje się tu. Rano złapała się nawet na tym, że zaczęła to od nowa analizować. Czy tak będzie wyglądać jej życie jeśli Kamil wyjedzie gdzieś indziej? Albo jeśli założy rodzinę bez niej? Nie wiedziała. Bo spośród nienawiści zaczęła kiełkować tęsknota. Brakowało jej przecież jego marudzenia, okropnego fałszowania, przecudownego sushi którym ją przekupywał. Brakowało jej tych długich, dziwnych rozmów na skype lub przez telefon. Zakochała się? Też. Przecież był jej przyjacielem. To on pomagał jej zrozumieć niektórych facetów. Potrząsnęła głową i zeszła na dół. Rodzice też się martwili o nią. Znowu wyglądała jak cień. Od kilku dni jej twarz nie zdobił uśmiech. Mieli nadzieję, że jeśli uda jej się wyjechać wszystko wróci do normy. Że ponownie będzie ich córką – z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku. Nie pamiętali kiedy ostatni raz śmiała się szczerze. Pamiętali jak płakała, bała się. 
*
Kamil zerknął na swojego towarzysza, który skręcał kolejnego jointa. Dredziarz podniósł na niego wzrok z zaciekawieniem. Syprzak najwyraźniej nie pamiętał co się stało. No w sumie... Taką dawkę alkoholu, którą w siebie wtoczył dziwiłby się gdyby coś pamiętał.

- Krzysiek – burknął czując jak tonie – Ja naprawdę nie wiem co się stało. Co ja zrobiłem? - spojrzał na chłopaka. Ten wyciągnął się na ławce przed swoim domem i między wargi wsunął skręta. Zaciągnął się powoli. Czuł jak słodkawy smak drażni jego język. 
- Pamiętasz coś z wypadu do Cosa Nostra? - mruknął gdy szary dym wyleciał z jego płuc. Obrócił wzrok na Syprzaka. 
- No jechaliśmy tam bo drużyna rozjeżdżała się w swoje kierunki rano – oznajmił. 
- No i pamiętasz jak wyszedłeś z Lilką? 
- Nie do końca. Wiem, że Sego powiedział, że czas się zwijać – odparł – A potem... - urwał kręcąc głową. Nie pamiętał później nic. Tylko jak się obudził rano. Jak zmasakrowany wsiadał do samochodu. I nawet nie zwracał uwagi na to, że Lilka nie odpisała. Nie było go cztery tygodnie. Nakrył twarz dłońmi. Coś odwalił. Ale co?
- Co ja zrobiłem? - jęknął – Wal choćbym...
- Uderzyłeś ją – rzucił – Wyszliście i zwróciła ci uwagę, że tak nie powinieneś do niej się zwracać – mruknął
- Ja wyszedłem tylko zapalić ale to jak ty się na nią wydzierałeś. Nie pamiętasz już co mówiłeś ale stary. Ja rozumiem że coś tam między wami jest jednak nie należy żadnej kobiety bić – mruknął zaciągając się. Kamil poczuł jakby ktoś mu przylał. Bo to nie miało prawa się tak stać. Nie miał prawa. Zerwał się na równe nogi.
*
Czuła się wypoczęta. Czuła się wspaniale i była gotowa stanąć przed komisją. Poprawiła marynarkę i nacisnęła klamkę. Nie czuła nawet krzty nerwowości. Była pewna swojej wiedzy. Zerknęła na trójkę siedzącą naprzeciw niej. Uśmiechnęła się szeroko. To obecność morza tak na nią działało. 

sobota, 19 kwietnia 2014

Part III

Każdy dzień dla niej wygląda tak samo. Nie rusza się z domu. Po śniadaniu, równo o dziewiątej zjawia się nauczyciel i spędza z Lilką, kilka godzin. Wykładając chemię albo inne przedmioty. Z matematyki już dawno zrezygnowali. Bo Lilianna wyprzedza cały rok swoją wiedzą. I najczęściej siedziała wieczorami w garażu. Jej małą miłością były motocykle. Ale nie studiowała ich w internecie. Okazyjnie nabyła rozbity ścigacz i rozkłada go na części pierwsze. By później go złożyć. Sama chciała nauczyć się wszystkiego. Nie wiedziała w którym momencie połknęła bakcyla na to. Ale teraz nie potrafiła z tego zrezygnować. I wiedziała doskonale, że to miłość na całe życie. Zapach benzyny, spalin powodował w niej wzmożone wydzielanie endorfin. W garażu miała swój kąt gdzie stała maszyna. Żyła teraz odcięta od ludzi żywopłotem, który jej ojciec właśnie przycinał. Pokręciła głową podchodząc do szafki ze wszystkimi kluczami. Biurko zawalone było różnymi książkami i śrubami. Jakieś nakładki, sprężyny i pudełko świec zapłonowych. Zerknęła na tablicę korkową i coś zacisnęło jej gardło. Nie było jej tu dawno więc nie była w stanie usunąć tego zdjęcia. Ale teraz. Ręka jej zadrżała. Nie potrafiła złapać tego zdjęcia i wywalić je do śmieci lub spalić. Dlaczego? Bo była szczęśliwa. Wpatrywała się w te ich szerokie wyszczerze i czuła jak do jej oczu napływają łzy. Pamięta doskonale gdzie i kiedy je zrobiono. Pierwsza ich samojebka. I ta duma, gdy ktoś z nim rozmawiał.
- To moja siostra – rzucał czochrając jej włosy. Nie miał z tym problemów. Był wielki. Wysoki. A ona? Czuła się przy nim bezpiecznie. Nikt jej nie mógł zrobić krzywdy. Dopiero on to zrobił. Zacisnęła zęby ciskając klucze na blat. To bez sensu. Przecież on sam jej pomagał. Nazywał wariatką ale uparcie czytał jej kolejne kartki instrukcji. A ona? A to rozkręcała układ kierowniczy. Silnik nakryty płachtą stał w kącie. Kilka śrub leżało w pudełku po zapałkach. Każdego dnia tęskniła za nim. Bo w sumie był od zawsze. Od zawsze wychowywali się razem. Ich mamy to przyjaciółki. Więc i oni byli skazani na znajomość. Potem przywykli. I nawet to, że potrafił zaciągnąć ją do łóżka nie zmieniło nic. Nie mogło. Taki przyjacielski seks nie jest niczym złym. Nie pamięta przecież ich pierwszej wspólnej nocy. Za dużo alkoholu. Ale pamięta doskonale te dni, gdy nagle zdała sobie sprawę, że może być w ciąży. Oczywiście, że zadzwoniła do niego. A on? Przerażony siedział obok i czekał. Zapowiedział, że jeśli nawet wpadną to nie odsunie się od niej. Bo to po części jego wina. Ale pamięta doskonale jego ulgę na twarzy, gdy okazało się że to fałszywy alarm. I nic się nie zmieniło. Zacisnęła zęby zrywając fotografię. Wybaczyła mu już dawno. Ale teraz chciała by trzymał się od niej z daleka. Nie będzie potrafiła mu zaufać. Już nigdy. Otarła łzy wierzchem dłoni i cisnęła fotografię do kosza na śmieci. Jest silną dziewczynką i się podniesie. Jak zawsze.
*
Przeczesał palcami włosy wychodząc spod prysznica. Przetarł zaparowane lustro, ręką i zerknął na siebie. Nie daje rady. I wie o tym doskonale. Nie chodzi o to co się zmieniło ale też o jej brak. Bo ostatni raz widział ją bagatela dwa miesiące temu. A rozmawiał? Nie pamiętał tym bardziej. Zacisnął zęby. Od pewnego czasu nie skupia się na niczym innym. Bo przecież Lili była obecna w jego życiu od zawsze. Odsunął się od zlewu i zniknął za drzwiami. Miał czasami ochotę, a raczej często, po prostu tam wejść na bezczelnego. Do jej domu. Ale pamiętał doskonale jej przerażenie gdy dostrzegła go w ławce. Nie była uśmiechnięta jak zawsze. Raczej zdezorientowana i przerażona. Bo on tu był. I to jak go minęła. Od tego momentu wiedział, że coś było na rzeczy. Ale potem tak jakby jej w ogóle nie było. Nauczyciel nie wyrywał jej przy sprawdzaniu obecności, żadna dziewczyna nie szeptała o niej, nie było jej karty w bibliotece. Nikt nic nie wiedział. Dziwne. Usiadł na łóżku odsuwając niechętnie torbę. Nie było jej na trybunach, nie skakała w przydużej koszulce od niego wśród kibiców, nie unosiła kciuków w górę gdy znajdował jej wzrok. Nie było jej na forach. Czy tak będzie wyglądać jego życie gdy ona znajdzie kogoś, dla kogo będzie w stanie wynieść się z miasta? Coś ścisnęło jego serce. Z niepokoju i dziwnej zazdrości. Przyjaźnili się przecież od małego. Ich mamy się przyjaźniły. Więc i oni byli skazani na znajomość. Przyjaźń narodziła się sama. Bo ona nie miała takich dziewczęcych pasji. Gry komputerowe i to najnowsze – motory. Nie popierał tego ale obiecał jej, że pomoże. Bo od tego był. Podniósł wzrok. Ramki ze zdjęciami już nie mieściły się na półce. Ale ich pierwsza samojebka znad morza stała tam dumnie. To jak się szczerzyli. Jej jeszcze lekko wilgotne włosy, które robiły za jego wąsy. Uśmiechnął się pod nosem. Bo przecież nic się nie zmieniło. Nic ich nie zmieniło. Nawet pierwsza, wspólna noc z której nic nie pamiętali. Bo to było spontaniczne. Podniósł się. Wie, że musi z nią porozmawiać. Nie wiedział jeszcze jak, ale musi znaleźć sposób. Musi namierzyć dni, gdy będzie sama. Za bardzo przywiązał się do niej. Godziny spędzone na rozmowie, graniu, nauce. Czy to wszystko miałoby pójść na marne? Nie może na to pozwolić. 
*
Leżała w łóżku czytając. Jednak nie za bardzo była zainteresowana fabułą. Jakiś czas temu zupełnie inaczej spędziłaby ten wieczór. Snując się bez celu po Płocku. I to nie z byle kim. Z nim! Przecież te godziny spędzone na rozmowie, graniu, nauce nie mogą pójść na marne. Dlaczego się tak odmienił? Dlaczego tak bardzo nie może dostrzec w nim tego samego Kamila z którym pierwszy raz wybrali się stopem w góry? Zacisnęła zęby. Tęskniła za nim. To było naturalne. Spędzili ze sobą kawał i to spory swojego życia. 
*
Zerknęła na zegarek z zaskoczeniem. Dzisiaj przecież nauczyciel miał się nie pojawić. Bo i po co? Skoro miała w planach przygotować się na egzaminy wstępne. Z miłości do morza i chęci wyrwania się stąd postanowiła ruszyć do Gdyni. Chętnie połączyła te dwie rzeczy. Do nauki miała wrócić w przyszłym tygodniu, gdy tylko wróci. Ale dzwonek do drzwi ponowił się. Przekręciła klucz w drzwiach i otworzyła je. Poczuła jak zapomina oddychać a panika pojawiła się znikąd. 
- Co ty tu robisz? - wydusiła cicho czując drapanie w gardle. To jak bardzo ogarnęła ją panika zauważył, gdy jej oczy zrobiły się lekko szkliste. 

niedziela, 9 marca 2014

Part II

Zachodził w głowę? Skąd, nie mógł ogarnąć o co tu chodziło. Jego najlepsza przyjaciółka od czasów przedszkola, nagle zachowywała się tak jakby go nie było. Czy zrobił coś nie tak? Czy powiedział coś nie tak? Nie wiedział, nie pamiętał. Lilka była cholerykiem, ale mówiła gdy robił coś źle. Wiedział doskonale, że była w stanie mu przylać. Mało razy dostał od niej? Wystarczająco. Potrząsnął głową wchodząc do kamienicy. Złapał za telefon. Po raz kolejny postanowił do niej zadzwonić. Przycisnął telefon do ucha. I usłyszał jak sygnał się uciął. Odrzuciła. Przedtem nie reagowała. Ki czort? 
*
Zacisnęła zęby tłumiąc w sobie kolejną falę szlochu. To było bez sensu. Po co tu przychodził? Czego jeszcze od niej chciał? Przycisnęła pięści do polików. Nie było nic złego w tym co powiedział. Wygarnęłaby mu wszystko później. Ale to co zrobił później. Nie zaśnie. Doskonale o tym wiedziała. Jak przez pierwsze kilka nocy. Ta cała scena wracała jak bumerang. A najgorsze, że była widzem z boku. Nie widziała jego twarzy. Pełnej złości i pewności siebie. Widziała doskonale siebie. Gdy zapierała się szpilkami w chodniku i starała się wyrwać z jego uścisku. Widziała jak potrząsał ją, jak szmacianą lalką. Słyszała jak prosiła żeby ją puścił i jego złośliwy śmiech. Słyszała jak krzyczał do niej, że należy do niego i że nie ma prawa mu odmawiać. Widziała doskonale jak podnosił rękę. Widział jak się kuliła przed nim. Gdy chciała tam wparować otwierała oczy. Z krzykiem schowanym głęboko w gardle. Serce łomotało jej jak szalone. I kolejne hektolitry łez. Z bezsennością było jej do twarzy. I tak nie pojawiała się w szkole dopóki siniaka nie mogła zakryć pudrem na dobre. I gdy myślała, że wróciła do normy, wrócił. On wrócił i nie pozwolił jej zapomnieć. Nęka ją. A ona nie rozumiała o co mu chodziło. Czego jeszcze chciał? Przecież nawet następnego dnia napisał jej tylko sms-a, że wylądował bezpiecznie. Jakby wczoraj nic się nie stało. Nie rozumiała co się z nim stało. Zerknęła w okno pociągając nosem.
*

Zerknęła na niego z zaciekawieniem gdy wrócił do stolika. Szeroko uśmiechnął się do niej i cmoknął jej polik. Wyraźnie dając do zrozumienia innym z kim tu przyszła. Nie potrafiła poradzić sobie z jego zazdrością. Gdy wypił. Dziewczyny siedzące przy stoliku z nimi poczuły zazdrość na sam ten widok. Byli piękni, młodzi i zakochani. Nie mogli tego ukryć. Kamil ewidentnie bronił Lilki przed innymi mężczyznami. Zaznaczając, że ona jest z nim i z nim dzisiaj wyjdzie. Chociaż nie zwracali się do siebie z jakimś przesłodkim tonem i tak każdy wiedział o co chodzi. Syprzak podniósł się łapiąc za swoją marynarkę. Narzucił ją na siebie i lekko chwiejąc się poprawił niedbale włosy. Lili zawsze chichotała, że przed meczem, w trakcie i po ma zawsze idealną fryzurę jakby w ogóle nie grał. 
- Jedziemy – coś było nie tak. Nie rzucił tego miękko jak zawsze. Blondynka podniosła wzrok na niego i uniosła brew.
- Słucham? - burknęła. Szybko potrafiła sprowadzić obrotowego do pionu. Rzucił na nią szybkim spojrzeniem.
- Jedziemy. Spać mi się chce – wyjaśnił i żegnając się z innymi skierował do wyjścia. Zmarszczyła czoło i mrucząc pod nosem, że ona mu jeszcze pokaże skierowała się za nim. Krzysiek siedzący z boku zerknął na nią z rozbawieniem. Syprzak znów się z nią droczył. Ale ona akurat to mu w samochodzie tak da do wiwatu, że się nie pozbiera. Wiedział o tym doskonale. 
*
Wszedł do szkoły ze znaną sobie pewnością siebie. Bo złapie ją dzisiaj i z nią porozmawia. Nie rozumiał nic z tego co się działo z jego życiem. Z jego przyjaźnią. Bo mógł na nią liczyć zawsze. W każdej chwili mógł zadzwonić do niej i płakać do słuchawki. Sam doskonale pamiętał ile razy ona smarkała mu w rękaw, opowiadając o każdej niespełnionej miłości. Pamiętał doskonale ile czasu spędzali razem. Grali w przeróżne gry, gapili się w ekran. Była dla niego substytutem siostry, którą musiał się zająć. Miał siostrę – ale starszą a to nie to samo. A Lila? Drobna blondynka o błękitnym spojrzeniu. Pełna samozaparcia ale i zbędnego heroizmu. A on? Musiał ją chronić przed każdym dupkiem, który chciałby jej zrobić krzywdę. Skierował swoje kroki pod salę. Zerknął na zegarek. Dobrze, że dzisiaj odbiera samochód od lakiernika. I nie będzie wyczekiwał na mamę. Zajął miejsce w ławce i czekał cierpliwie. Wiedział, że się pojawi. Że przyjdzie i musi zająć miejsce obok niego. Zadowolony z siebie skrzyżował ręce na klatce piersiowej. 
*
Mężczyzna spojrzał na nią znad dziennika. Blondynka zacisnęła zęby wciągając powietrze. Decyzję podejmuje z ogromnym bólem bo uwielbia ludzi. Ale nie widzi innego wyjścia. Rodzice siedzieli obok i zawzięcie tłumaczyli dyrektorowi o co chodzi. 
- Jeśli pani chce to możemy usunąć z klasy takiego delikwenta by Lilianna dokończyła szkołę w spokoju – pogładził się po sumiastych wąsach. Dziewczyna podniosła wzrok. 
- Nie. Tak będzie najlepiej – pierwszy raz odezwała się. Zerknęli na nią z zaciekawieniem. Przez całą rozmowę nie odzywała się ani słowem, tylko analizowała splot swetra. Ubłagała rodziców, by powiedzieli dyrektorowi jakąś inną bajkę a nie prawdę. Nie chciała mu sprawiać kłopotów. 
- Kochanie, czemu ty go tak bronisz? - kobieta weszła do jej pokoju i zajęła miejsce obok. 
- Bo go kocham i nie mogę od razu być taką mściwą suką jak dla innych – szepnęła – Wiesz doskonale, że to z nim się wychowałam – dodała ciszej. Nie potrafiła mu tego zrobić. Miała ogromny problem z lojalnością. I wiedziała doskonale, że nie ma serca żeby mu to zrobić. 
*
Zerknął na zegarek wyciągając się na ławce. A Lilki jak nie było tak nie ma. Rozległ się dzwonek. Podniósł się. 
- A słyszałaś, że Misska się wynosi ze szkoły – szepnęła jedna z dziewczyn do drugiej. Zaskoczony zatrzymał się. Wiedział, że na Lili mówili Misska. Ale...
- Co? - rzucił zaskoczony. Odwróciły się.
- No Lilka ze szkoły zrezygnowała – rzuciła szatynka a on uniósł brew. Nie rozumiał z tego nic. Jak to Lilka się wyniosła? Co się do jasnej cholery dzieje? Ruszył w kierunku wyjścia ze szkoły. Wiedział doskonale, gdzie mógł znaleźć jedyną osobę, które mogłyby coś wiedzieć. Wyszedł na plac szkoły. Ale zaczęło kropić więc wszyscy schowali się. Czuł się skołowany. Nie wiedział co miał z tym zrobić. I przede wszystkim nie wiedział o co chodziło z Lilką. Musi ją złapać i wyjaśnić. 
-----------------------------------------------------
Niespodzianka z okazji Dnia Kobiet - spóźniona bo wczorajsze wino smakowało wybornie :)

Większość z Was zapytuje sie o co chodzi z Kamilem. Dowiecie sie w swoim czasie do Pan Syprzak też ma ładną dziurę w głowie 

czwartek, 13 lutego 2014

Part I

Tak, chciał wejść na salę niezauważony. Nie od niego zależało, że się spóźnił. Ale ze swoimi dwoma metrami wzrostu to nie było takie łatwe.
- Oo pojawiła się i nasza gwiazda – nauczycielka uniosła wzrok znad dziennika – Dzień dobry panie Syprzak – rzuciła ironicznie wlepiając w niego swoje zielone oczy. Zapowiedziała mu z miejsca, że nie obchodzi ją, jego kariera. Skoro ma zamiar skupić się na piłce ręcznej powinien sobie zorganizować indywidualny tok nauczania. I nie tolerowała żadnego spóźnienia. A zwłaszcza jego. Zatrzymał się w przejściu między ławkami i spojrzał na nią.
- Dź... Dzień dobry – rzucił zdawkowo czując się jak idiota. Kilka osób z klasy wkleiło w niego spojrzenie. A on? Miał ochotę zniknąć.
- Proszę już usiąść a nie tak stać nad nami jak w obozie – wskazała ręką na salę. Wypuścił cicho powietrze z płuc i zajął miejsce w swojej ławce. Odwrócił się i zerknął na puste krzesło obok. A Lilę gdzie wcięło? Obrócił się nerwowo dookoła. Ale nie dostrzegł jej w tłumie. Nie było jej. Ściągnął brwi. Fakt trochę ją zaniedbał ale musiało się coś stać skoro odpuściła sobie matematykę. Kochała przecież ten przedmiot i pomagała mu. Poczuł się zagubiony. Polegnie na matmie jak jej zabraknie. Poprawił włosy. Przeklęte korki i zabójcza prędkość jego mamy. Zacisnął zęby. 
*
Weszła do klasy w połowie zajęć. Nie spóźniła się, po prostu musiała stawić się u dyrektora. A teraz ta wredna jędza nawet nie zwróciła uwagi, że jej nie ma. Lepiej, gdy stanęła w drzwiach nie obrzuciła jej nawet łaskawym spojrzeniem. Dobra, zawaliła ten konkurs. Ale przecież to nie jej wina, że jej życie tak bardzo runęło. Zadrżała.
- Usiądź już – odsunęła się od tablicy gdy przerażona zerknęła, że jej odwieczny towarzysz ławki i życia wrócił. Ulga wypisała się na jego twarzy. Zadrżała i przeszła przez salę. Usiadła w pustej ławce w odległym kącie sali. Torbę położyła na ławce i sprawnie wyciągnęła zeszyt. Poczuła jak komórka w jej kieszeni zadrżała. Westchnęła poirytowana. Wiedziała kto to był. Od kilku dni owy pan nie daje jej spokoju. Chociaż wyraźnie powiedziała mu, że nic ich łączyć nie będzie. Absolutnie nic. Jednak oblał ją zimny pot. Ten numer znała doskonale na pamięć. Choć wywaliła go z pamięci telefonu. Nie podniesie głowy. Nie spojrzy na niego. Nie po tym co się stało. 
*
Uparcie wlepiał w nią wzrok. Co tu się stało? Nie było go raptem miesiąc. I takie zmiany? Lilka wyraźnie go ignorowała. A on za chiny nie miał pojęcia co się stało. A na wiadomość nawet nie zareagowała. Coś ścisnęło jego wnętrzności. Co się stało? Gdy zadzwonił dzwonek jej już nie było. Chciał to sobie z nią wyjaśnić ale zatrzymał go Maciek. Roześmiał się czując jak ten zawiesza się na jego plecach.
- Koniu, ten mecz był wypasiony – mruknął. Szatyn zaśmiał się i złapał za swój plecak. Oczywiście, że sobie z nią porozmawia. Że wyjaśni wszystko. Wyszedł na tłoczny korytarz. Już nikt nie reagował na niego z zaskoczeniem. Oczywiście wyjątkiem są pierwsze klasy. Odczuwał nawet, że te dziewczynki założyły jego mały fanklub. Przyjął to z ogromnym rozbawieniem. Mu zależało tylko na niej. Nie wiedział kiedy tak bardzo zaczął tracić głowę. Przyjaźnili się, to fakt. Ale ta przyjaźń weszła na wyższy level dawno temu. Często noce spędzali razem nakręcając swoje ciała i zmysły do innego wysiłku. Ale teraz złapał się na tym, że Liliana nagle zniknęła z jego życia. Chociaż spędzili je całe, razem. Ich mamy się przyjaźniły. I odkąd pamięta zawsze z ciocią Krysią pojawiała się drobna blondynka, która potrafiła swoim ciętym językiem zagiąć największego kozaka. Lilka była wygada, bezczelna i pyskowała jak mało kto. Chociaż do rodziców odnosiła się z szacunkiem. Ale była po prostu Lilką. Tą istotą, która zakochana była w motorach i planowała karierę filologa angielskiego lub będzie nauczać matematyki takie tłuki jak on. Zaśmiał się cicho. Wiele straciła nerwów przez niego gdy wykładała mu banał z matematyki.
*

Zadrżała zamykając drzwi od domu. Nie wysiedzi w szkole. Jego widok sprawiał jej ból. Zalała się łzami ponownie. Korzystając z nieobecności rodziców na szybkości znalazła się we własnym pokoju. Zatrzasnęła drzwi i zajęła miejsce na parapecie. Bała się go? Nie, nienawidziła. Że ktoś taki jak on, mógł zrobić coś takiego. Nie poznawała go. Alkohol nie jest żadnym wytłumaczeniem. Dotknęła swojego polika drżąc z bólu. Mogła mu oddać ale nie potrafiła. Zresztą była zbyt przerażona tym co się działo, że po prostu uciekła. Pamięta to palące upokorzenie. Tak się nie robi. Nie była nigdy jego własnością. Otarła łzy. Do tej pory to boli. A do tego jego milczenie. Nie miało to znaczenia, że następnego dnia leciał na jakiś turniej. Zresztą czy to być coś zmieniło? Sama nie wiedziała. Ale dlaczego do jasnej cholery on ją uderzył?! I to zabolało. Ufała mu, przyjaźnili się, sypiali ze sobą. Ale nigdy przecież... Otarła łzy. Nie da po sobie poznać. Postanowiła przecież wymazać Kamila Syprzaka ze swojego życia, głowy. Rozległ się dzwonek do drzwi. Zaskoczona przycisnęła się bardziej do drzwi. Kątem oka dostrzegła jak do samochodu schodzi pani Agata. A co jego mama tu chciała? O tej porze? Przecież wszyscy są w pracy. A ona powinna być w szkole. 
*
Nie drgnęła gdy rozległo się pukanie. Drzwi zaskrzypiały cicho.
- Liluś – usłyszała swoją mamę
- Co? - burknęła
- Zejdziesz do nas? Jemy – wyjaśniła. Dziewczyna usiadła. Kobieta zerknęła na nią czując jak na Kamila rośnie w niej wściekłość. Wiedziała doskonale o wszystkim. Zresztą tego siniaka nie dało się zakryć. Więc powiedziała im prawdę. Jej mąż miał ochotę pojechać do niego i wyjaśnić. Ale Lilka ubłagała ich by nic nie robili, zapierając się, że nie zbliży się do niego. I udawało się jej to ale teraz Kamil na stałe wrócił do szkoły. Lilka poczuła jak kobieta obejmuje ją ramieniem i schodzą na dół. To nadal będzie wracać. Jeśli tylko Lila wróci do szkoły. I wie o tym doskonale. Ale na jakąkolwiek prośbę by w domu skończyła szkołę odpowiadała kategorycznie, że nie może. 
*
Zatrzymał się przed jej domem. Ale co miał jej powiedzieć? Podniósł głowę i zerknął na jej okna. Uśmiechnął się pod nosem. Pamiętał doskonale jak wiele razy wyskakiwała z tego okna do niego. Żeby wspólnie mogli podbić miasto. Wciągnął głęboki haust powietrza i zrobił krok do przodu. Musi to wyjaśnić. Nie było go raptem miesiąc a Lilka po powrocie zaczęła traktować go jak powietrze. Coś musiało się stać. Wcisnął dzwonek i cierpliwie czekał. Zaczął się bać. Najzwyczajniej w świecie bać. Bo sam nie wiedział o co chodzi.
- Co ty tu robisz? - pierwszy raz w życiu widział w oczach jej ojca rosnącą złość.
- Jest Lili? - rzucił czując jak macki niepokoju co raz bardziej się wdzierają w jego ciało.
- Nie powinno cie tu być – mężczyzna zamknął drzwi przed jego nosem z głośnym hukiem. Że co? Nie rozumiał z tego absolutnie nic. 

wtorek, 11 lutego 2014

Bohaterowie




Lilianna

każdym oddechem woła o Ciebie
i tylko Ty nie widzisz jak ...




Kamil

Miałeś być przy niej
pilnować czy nie gubi sie...









Dzień dobry! Jestem i tu