poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Part VII

 Piskliwy dźwięk sprawił, że podniósł powieki. Nagle i zupełnie niezrozumiale dla niego, leżał w łóżku. Własnym. A budzik kazał mu się obudzić. Usiadł. Czyli to był sen? Niemożliwe. Doskonale czuł przecież jeszcze ten zapach szpitala. A jeśli to prawda? I Lilki już nie ma? Coś ścisnęło jego wnętrzności. Złapał za telefon i wyłączył budzik. Podrapał się po głowie. Coś mu tu ewidentnie nie grało. Ale nie wiedział jak to nazwać. Wciągnął powietrze w płuca i wstał. Miał naprawdę porąbany sen. Zerknął na kalendarz. Jutro wyjeżdża na zgrupowanie. Zacisnął zęby. Coś tu było nie tak. 
- Syprzak do jasnej cholery! - ten głos pozna absolutnie wszędzie. Wyleciał na korytarz. Nie rozumiał z tego nic. Zleciał na dół a Lilka właśnie zalewała kubki. 
- Lili? - rzucił skołowany. Co tu się działo? Blondynka odwróciła się w jego kierunku zaskoczona. Najpierw siłowała się z nim godzinę by pozwolił jej opuścić łóżko, a teraz? Jakby ją pierwszy raz na oczy widział. Ściągnęła brwi. 
- Nie kurwa, twój listonosz – burknęła a jego twarz ozdobił szeroki uśmiech. Uniosła brew z zaciekawieniem. Złapał ją w pół. 
- Całkiem, całkiem ten listonosz – szepnął. Parsknęła śmiechem klepiąc go w mostek. Czuła się przy nim absolutnie bezpiecznie. I nie przeszkadzało jej to, że patrzy na nią z góry. Że był o głowę wyższy. I w sumie nie potrafiłaby znaleźć teraz kogoś innego. Ale myśl, że ma ją zostawić na miesiąc nie napawała ją euforią. Cały miesiąc.
- To bardzo dobrze, że ci się podoba – odparła odsuwając się od niego – Ale może powinieneś coś zjeść – dodała
- I się zrobię gruby, i żadnej żony nie znajdę – mruknął. Wywróciła oczami. Podeszła do lodówki. W jego domu czuła się całkiem swobodnie. A on w jej. I tak było najlepiej. Ich rodzice do tej pory uważali, że oni się tylko przyjaźnią. 
- O to się nie bój – rzuciła a on roześmiał się. Tak, może i było to głupie ale zapowiedzieli sobie, że jeśli do skończenia trzydziestki nie znajdą nawet partnera, będą skazani na siebie. Trzymali się tego uparcie. 
- Ach no tak. Na ciebie będę skazany – mruknął siadając. Złapał za kubek z kawą. Jak nikt inny, ona idealnie parzyła kawę. Dla niego idealnie. 
-Chyba ja na ciebie. Będziesz gruby i stary no normalnie wypas – burknęła a on zaśmiał się ironicznie. Przez jej obecność zupełnie zapomniał o ostatnim dniu. Bo to musiał być sen. Jest tu. Całkiem realna i właśnie zbierała się do wyjścia.

- A ty gdzie? - mruknął
- Do domu. Muszę się przebrać – wyjaśniła – Przecież dzisiaj idziemy do Cosa Nostra - dodała a po jego kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. To musiał być sen. Na pewno tylko sen. Bo jak mógł to inaczej uargumentować? Że wie co się stanie potem. Ale czy tego chciał? Patrząc na nią wracał jej widok na szpitalnym łóżku. Tak, może i mając ją na każdym kroku już przywykł. Ale to co widział, zrozumiał. Bo Lilka była naturalna i od zawsze. 
- Siądź na chwilę. Chciałem z tobą porozmawiać – oznajmił a ona wytrzeszczyła oczy. Zbladł nagle. I to co do niej powiedział. Zaniepokojona zajęła miejsce obok. Złapał za krzesło i przysunął ją do siebie. Zaniepokoiła się jeszcze bardziej gdy złapał jej ręce. 
- Nie chcę dzisiaj pić – oznajmił a ona uniosła brew. Mówił to on? Najpierw nie mógł się zdecydować. A teraz? Błagał ją by się zgodziła. Dla niej to było bez różnicy. 
- Spoko to prowadzisz – mruknęła przypatrując mu się w skupieniu. Ale wiedziała, że to jeszcze nie koniec. Jeszcze coś chciał powiedzieć. Zagryzł wargę i wpatrywał się w jej oczy uparcie. 
- Nie chcę czekać do trzydziestki żeby się z tobą ożenić – dodał a ona wytrzeszczyła oczy. 
- Czy...? Co?! - podskoczyła nagle
- Nigdy mistrzem w tym nie byłem, ale … Nie chcę czekać do trzydziestki. Chcę już od dzisiaj wiedzieć, że będę na ciebie skazany – zacisnął palce na jej dłoniach. Zerknęła na niego w skupieniu. Czy coś się w niej wyrwało do niego? Nie, wiedziała od jakiegoś czasu, że to dawno przestał być sport. I wiedziała doskonale, że za jakiś czas i on to poczuje. Tylko potrafiła to doskonale maskować. Żeby nikt nie wiedział co czuła. 
- Wiesz co – rzuciła – Niech ci będzie. Chcę wiedzieć, już dzisiaj że będę na ciebie skazana – oznajmiła a jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Bo wie doskonale, że nie mógł z niej zrezygnować. Że nie mógł wyobrazić sobie swojego świata bez niej. A był tego świadkiem. I bardziej to pozwoliło mu zrozumieć co czuje do niej. Nachylił się nad nią i cmoknął jej wargi. Zamruczała zadowolona.
- Całkiem fajne to uczucie tak legalnie cie całować – odsunął się od niej. Roześmiała się w głos zerkając na niego. Uparciuch przebrzydły. 
- Powiesz mi jakie to uczucie legalnie mnie rozbierać? - poruszyła zabawnie brwiami a on parsknął śmiechem całując ją. 
- Jeśli chcesz to zaraz – dodał. Pisnęła gdy przyciągnął ją do siebie. Sprawnie wyswobodziła się z jego objęć i wstała.


- Dobra. Widzimy się wieczorem – nachyliła się nad nim i pocałowała po czym skierowała do wyjścia. Trzasnęły drzwi wyjściowe a on poczuł ulgę. Bo Lilka miała się absolutnie świetnie. 
------------------------------------
Zaskoczone?! Wiem, że tak
Ale nie miałam absolutnie serca żeby zabić Lilkę i skopać taką fabułę. Nie lubię kończyć czegoś źle ;) 
Dziękuję, że byłyście :*

Roz, obiecuje że kolejny Kamil będzie dłuższy :D 



Diamencik