środa, 11 czerwca 2014

Part V

Skończyła rozmawiać z rodzicami i zapuściła silnik. Zdała! Od października zaczyna studiować na prywatnej uczelni. Będzie mieszkać na morzem, będzie uczyć się na nawigatora. Rozsadzało ją ze szczęścia. Teraz tylko musi dotrwać do czerwca. Pojawi się w Gdańsku szybciej. Złapie jakąś pracę. Złapała za telefon i cały dobry humor trafił szlag. Bo jakiś czas temu nawet gdyby wyjechała do Gdyni dzwoniłaby jeszcze do niego. Zacisnęła zęby. Powinna się z tego wyleczyć. Powinna nauczyć się żyć bez Kamila w swoim życiu. I wie, że to nastąpi. Właśnie dzisiaj. Przecież odrywa się od Płocka. I w nowym mieście, miejscu nie pojawi się ktoś taki jak Syprzak. Powinna skupić się na tych dobrych chwilach w towarzystwie obrotowego. Tylko i wyłącznie. Powinna się odciąć od niego całego – bo te wspomnienia i tak będą boleć. Sam to zakończył. Czy chciał czy nie ale zakończył. Nie chodzi o to co powiedział. Dlaczego ją uderzył? Bo jak sam powiedział, miał dosyć jej szarogęszenia się? Nie, nie... To nie był ten sam Kamil którego doskonale pamiętała. To był ktoś zupełnie inny, obcy. Zacisnęła zęby. Jeszcze tylko sto kilometrów i zacznie od nowa żyć z dnia na dzień. We wstecznym lusterku zerknęła na inne samochody. Usłyszała pisk hamulców i ogromny huk. Zauważyła, że ciężarówka przewróciła się i sunie za nią nabierając morderczej prędkości.
******************
Wpatrywał się w Krzyśka zaskoczony. Nie mógł w to uwierzyć. Nie wierzył mu. Nie pamiętał takiej sytuacji. Nie przypominał sobie, żeby kłócili się tego wieczora. Zamknął oczy chcąc przypomnieć sobie wszystko. 
- Nie prawda – warknął nagle 
- Stary a jaki mam interes w tym, żeby cie okłamywać? - dredziarz przekrzywił głowę – Nawet nie wiem co mnie tknęło żeby wyjść zapalić teraz. Chyba to jej pełne politowania spojrzenie na ciebie – dodał bardziej do siebie. 
- Chcesz mi powiedzieć, że...
- Tak. Urwał ci się film – mruknął kiwając głową. Opadł ciężko na krzesło i ukrył twarz w dłoniach. Był idiotą. Jakim pieprzonym prawem podniósł na nią rękę? Sam nie wiedział. Był wściekły na siebie. Bo spierdolił sprawę na całej linii. Lilka zupełnie nie zasługiwała na jego zainteresowanie. On nie zasługiwał na to. Tak, to on miał niebywałe szczęście. Że ona tak długo z nim wytrzymała. Kochał ją. Zrozumiał to właśnie teraz. Że na chwilę obecną nie poznał żadnej dziewczyny, która byłaby w stanie znieść go, tak jak Lilianna. Drzewiecka była pełna zaciętości a jednocześnie kobieco subtelna. Uwielbiał w niej wszystko. 
- O żesz w pysk... - usłyszał nagle. Podniósł wzrok i zerknął na towarzysza, który wyglądał niczym kartka papieru. Wciągnął powietrze w płuca.
*********************
Byli w szoku widząc jak przez korytarz biegł totalnie zdezorientowany Kamil. Mężczyzna podniósł się. Syprzak nie powinien tu przychodzić. Zerknął na swoją żonę, która bezgłośnie powtarzała coś wpatrując się ścianę. 
- Co z nią? - zaczął
- Nie powinieneś tu przychodzić... - mruknął mężczyzna starając się zachować pozory. Ale w środku trząsł się ze strachu. O własną córkę. Miała przecież wrócić dzisiaj z Gdyni. Była na egzaminach wstępnych na studia, które zdała śpiewająco. Nie mogli się doczekać aż ją uściskają. Ich mała dziewczynka doszła już do siebie. To indywidualne nauczanie było doskonałym pomysłem. A teraz? Walczy o życie na sali operacyjnej. Ale i to podobno nie uratuje jej życia. Jak to się stało? Nie wiedział. Nie słuchał ani wiadomości, które o tym trąbiły ani policjantów. Chciał tylko dowiedzieć się, że ona przeżyje. Że za kilka tygodni wyjdzie stąd i pojedzie do nowej szkoły i nowego miasta. 
- Wiem, że ją skrzywdziłem – odparł – Ale niech pan zrozumie, że nie mogę tego tak zostawić. Nie mogę jej zostawić – dodał zaciskając palce. Mężczyzna westchnął i zacisnął pięści podnosząc głowę. 
- Kamil, wiesz doskonale, że tego już nie cofniesz. Uderzyłeś moją córkę. Czego ty jeszcze od niej chcesz? - rzucił ostro. Szatyn wciągnął powietrze w płuca.
- Żeby mi wybaczyła – szepnął zdając sobie sprawę, że nic nie osiągnie. Że nie będzie mu dane klęczeć przy jej łóżku i błagać.
- Zrobiła to już dawno – usłyszeli. Zerknęli na kobietę. Otarła łzy i zerknęła na Kamila. Ale nie patrzyła na niego, jakby go obarczała winą za to co się stało. Cierpiała. Nie gorzej niż on. Ale musiał to skrzętnie ukryć. 
- Lilka dawno ci wybaczyła. Kryła cie u twoich rodziców, w szkole. Żebyś tylko nie miał przez to wszystko problemy. A teraz wyjdź stąd – oznajmiła spokojnie. Jej czerwone oczy błagały go by opuścił. Cofnął się o krok. To nie było możliwe. To nie mogło tak być. Kazali mu, zostawić ją? Czemu? Nie wyobrażał sobie przecież życia bez niej. Nie zrobi tego. W imię tego co czuł nie zostawi jej. Nawet jeśli by jej miał nie zobaczyć, chciał żeby wiedziała że jest obok. Może wtedy odpuści. Usiadł na kolejnym rzędzie plastikowych krzesełek i zrozumiał w jakiej sytuacji się znalazł. Jak bardzo schrzanił sobie życie. Jak bardzo je skomplikował. Dlaczego tylko taki sowity kop w tyłek potrafi człowieka otrzeźwić by zrozumiał co czuje? Zacisnął zęby. 
*************************
Wpatrywał się w nich gdy rozmawiali z lekarzem. I doktor i oni nie wyglądali na szczęśliwych z przebiegu operacji. Nie chciał tego słyszeć. Ale czuł, że to nie są dobre wiadomości. Bo jej mama co raz bardziej kuliła się z bólu i przerażenia. Zacisnął zęby. 
- Czyli te dwadzieścia cztery godziny...
- Są decydujące – oznajmił lekarz – Za kilka godzin postaramy się wybudzić ją ze śpiączki. Nie odniosła rozległych obrażeń, ale bardzo skomplikowanych – wyjaśnił. Odszedł od nich mijając go bez zainteresowania. A on? Nie wiedział i nie chciał wiedzieć o czym rozmawiali. Nie chciał słyszeć tego co oni. Lili mogła umrzeć. Nie czuł się temu winny. Ale czuł przeokrutny wstyd. Bo uderzył kobietę. Jakąkolwiek. A zwłaszcza ją. Ręka powinna mu uschnąć za to. Jakim prawem to zrobił? Nie wiedział.  
-----------------------------------
Zabijcie mnie.! Proszę bardzo