Piskliwy
dźwięk sprawił, że podniósł powieki. Nagle i zupełnie
niezrozumiale dla niego, leżał w łóżku. Własnym. A budzik
kazał mu się obudzić. Usiadł. Czyli to był sen? Niemożliwe.
Doskonale czuł przecież jeszcze ten zapach szpitala. A jeśli to
prawda? I Lilki już nie ma? Coś ścisnęło jego wnętrzności.
Złapał za telefon i wyłączył budzik. Podrapał się po głowie.
Coś mu tu ewidentnie nie grało. Ale nie wiedział jak to nazwać.
Wciągnął powietrze w płuca i wstał. Miał naprawdę porąbany
sen. Zerknął na kalendarz. Jutro wyjeżdża na zgrupowanie.
Zacisnął zęby. Coś tu było nie tak.
- Syprzak do jasnej
cholery! - ten głos pozna absolutnie wszędzie. Wyleciał na
korytarz. Nie rozumiał z tego nic. Zleciał na dół a Lilka właśnie
zalewała kubki.
- Lili? - rzucił skołowany. Co tu się działo?
Blondynka odwróciła się w jego kierunku zaskoczona. Najpierw
siłowała się z nim godzinę by pozwolił jej opuścić łóżko, a
teraz? Jakby ją pierwszy raz na oczy widział. Ściągnęła brwi.
- Nie kurwa, twój listonosz – burknęła a jego twarz ozdobił
szeroki uśmiech. Uniosła brew z zaciekawieniem. Złapał ją w pół.
- Całkiem, całkiem ten listonosz – szepnął. Parsknęła
śmiechem klepiąc go w mostek. Czuła się przy nim absolutnie
bezpiecznie. I nie przeszkadzało jej to, że patrzy na nią z góry.
Że był o głowę wyższy. I w sumie nie potrafiłaby znaleźć
teraz kogoś innego. Ale myśl, że ma ją zostawić na miesiąc nie
napawała ją euforią. Cały miesiąc.
- To bardzo dobrze, że
ci się podoba – odparła odsuwając się od niego – Ale może
powinieneś coś zjeść – dodała
- I się zrobię gruby, i
żadnej żony nie znajdę – mruknął. Wywróciła oczami. Podeszła
do lodówki. W jego domu czuła się całkiem swobodnie. A on w jej.
I tak było najlepiej. Ich rodzice do tej pory uważali, że oni się
tylko przyjaźnią.
- O to się nie bój – rzuciła a on
roześmiał się. Tak, może i było to głupie ale zapowiedzieli
sobie, że jeśli do skończenia trzydziestki nie znajdą nawet
partnera, będą skazani na siebie. Trzymali się tego uparcie.
-
Ach no tak. Na ciebie będę skazany – mruknął siadając. Złapał
za kubek z kawą. Jak nikt inny, ona idealnie parzyła kawę. Dla
niego idealnie.
-Chyba ja na ciebie. Będziesz gruby i stary no
normalnie wypas – burknęła a on zaśmiał się ironicznie. Przez
jej obecność zupełnie zapomniał o ostatnim dniu. Bo to musiał
być sen. Jest tu. Całkiem realna i właśnie zbierała się do
wyjścia.
-
A ty gdzie? - mruknął
- Do domu. Muszę się przebrać –
wyjaśniła – Przecież dzisiaj idziemy do Cosa Nostra - dodała a
po jego kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz. To musiał być sen.
Na pewno tylko sen. Bo jak mógł to inaczej uargumentować? Że wie
co się stanie potem. Ale czy tego chciał? Patrząc na nią wracał
jej widok na szpitalnym łóżku. Tak, może i mając ją na każdym
kroku już przywykł. Ale to co widział, zrozumiał. Bo Lilka była
naturalna i od zawsze.
- Siądź na chwilę. Chciałem z tobą
porozmawiać – oznajmił a ona wytrzeszczyła oczy. Zbladł nagle.
I to co do niej powiedział. Zaniepokojona zajęła miejsce obok.
Złapał za krzesło i przysunął ją do siebie. Zaniepokoiła się
jeszcze bardziej gdy złapał jej ręce.
- Nie chcę dzisiaj pić
– oznajmił a ona uniosła brew. Mówił to on? Najpierw nie mógł
się zdecydować. A teraz? Błagał ją by się zgodziła. Dla niej
to było bez różnicy.
- Spoko to prowadzisz – mruknęła
przypatrując mu się w skupieniu. Ale wiedziała, że to jeszcze nie
koniec. Jeszcze coś chciał powiedzieć. Zagryzł wargę i wpatrywał
się w jej oczy uparcie.
- Nie chcę czekać do trzydziestki żeby
się z tobą ożenić – dodał a ona wytrzeszczyła oczy.
-
Czy...? Co?! - podskoczyła nagle
- Nigdy mistrzem w tym nie
byłem, ale … Nie chcę czekać do trzydziestki. Chcę już od
dzisiaj wiedzieć, że będę na ciebie skazany – zacisnął palce
na jej dłoniach. Zerknęła na niego w skupieniu. Czy coś się w
niej wyrwało do niego? Nie, wiedziała od jakiegoś czasu, że to
dawno przestał być sport. I wiedziała doskonale, że za jakiś
czas i on to poczuje. Tylko potrafiła to doskonale maskować. Żeby
nikt nie wiedział co czuła.
- Wiesz co – rzuciła – Niech
ci będzie. Chcę wiedzieć, już dzisiaj że będę na ciebie
skazana – oznajmiła a jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Bo
wie doskonale, że nie mógł z niej zrezygnować. Że nie mógł
wyobrazić sobie swojego świata bez niej. A był tego świadkiem. I
bardziej to pozwoliło mu zrozumieć co czuje do niej. Nachylił się
nad nią i cmoknął jej wargi. Zamruczała zadowolona.
- Całkiem
fajne to uczucie tak legalnie cie całować – odsunął się od
niej. Roześmiała się w głos zerkając na niego. Uparciuch
przebrzydły.
- Powiesz mi jakie to uczucie legalnie mnie
rozbierać? - poruszyła zabawnie brwiami a on parsknął śmiechem
całując ją.
- Jeśli chcesz to zaraz – dodał. Pisnęła gdy
przyciągnął ją do siebie. Sprawnie wyswobodziła się z jego
objęć i wstała.
-
Dobra. Widzimy się wieczorem – nachyliła się nad nim i
pocałowała po czym skierowała do wyjścia. Trzasnęły drzwi
wyjściowe a on poczuł ulgę. Bo Lilka miała się absolutnie
świetnie.
------------------------------------
Zaskoczone?! Wiem, że tak
Ale nie miałam absolutnie serca żeby zabić Lilkę i skopać taką fabułę. Nie lubię kończyć czegoś źle ;)
Dziękuję, że byłyście :*
Roz, obiecuje że kolejny Kamil będzie dłuższy :D
Diamencik